5.11.2012

Jak to się zaczęło...

      Uśmiech mi po twarzy spływa na myśl o historii, która mi się w głowie roi, bo trochę będzie przypominać te zasłyszane od znanych i cenionych aktorów czy muzyków.
       "Jak to się zaczęło?" - pada pytanie w niejednym wywiadzie i odpowiedź: "Ja już od dziecka..., to rodzinna tradycja...wyssałam z mlekiem matki... "etc:)
Ja może nie matki, ale babki i też od dziecka, podpatrując babcię właśnie, marzyłam o szyciu. Może nie samo szycie było dla mnie wartością, co jego owoce - spodnie, sukienki, spódnice, bo wówczas to dla mnie oznaczało szycie. W liceum myślałam o kursie krawieckim, ale planów nie zrealizowałam.
      Marzenie więc mocno przykurzone długo czekało na spełnienie i  zrealizowało się w zupełnie niespodziewanym czasie i zaskakującej postaci. Bo zamiast ubrań szyję zabawki, domowe dekoracje i dodatki. A co więcej  - szycie daje mi wiele radości i satysfakcji zwłaszcza,że  arkana tej sztuki niejednokrotnie zgłębiałam sama lub razem z Przyjaciółką.
Wszystko zaczęło się przed dwoma laty, kiedy to na Gwiazdkę dostałam od Męża maszynę do szycia - najlepszy prezent, jaki w ogóle kiedykolwiek otrzymałam.
     I tak rok 2010 stał się początkiem dwóch wyzwań obecnych w moim życiu do dzisiaj. Wyzwań, które to życie zmieniają i ubogacają: jednym z nich jest szycie właśnie, drugim  Porozumienie bez Przemocy - Nonviolent Communication - ale o tym kiedy indziej.
 Oba te wyzwania, choć na pierwszy rzut oka odległe od siebie,  mają jednak ze sobą coś wspólnego, o czym - mam nadzieję -  uda mi się tutaj czasem napisać. Przede wszystkim zaś dla obu ( PbP i szycia) motywacją i inspiracją każdego dnia stają się moje Córki, więc i o nich tutaj będzie mowa.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz