Ech...dawno nie miałam tak pod górkę przy szyciu.
Taka mi się wydawała prosta ta tiulowa spódnica, a tu najpierw się namęczyłam przy obliczaniu warstw i dzieleniu materiału, bo do umysłów ścisłych nie należę. Potem nie wiedziałam czy marszczyć ściągając czy przez zakładki? Wybrałam to pierwsze. Dalej podszewka śliska jak ryba ze trzy razy podeszła mi tak, gdzie nie trzeba, a wiadomo, co to oznacza - prucie, aaaa! Nawet gumka mi się ciągle przekręcała i ze dwa razy ją zszywałam.
Ale to jeszcze nie koniec! Najgorsze było przede mną :( Otóż zakładając spódnicę i buty do zdjęcia, obcasem zahaczyłam o tiul i co? - no dziura!!! Trzeba było zrobić dodatkowe przeszycie. Mąż orzekł, że nie widać. Cóż z tego, skoro ja WIEM ;)
Ech..., no cóż tak bywa, choć mimo wszystko jestem z niej zadowolona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz